„Brylant” Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk przenosi nas do roku 1919, czasy wojny polsko-bolszewickiej, ukazanej jednak inaczej niż zazwyczaj.
Ostatnie egzemplarze!
Data dostępności:
W tle ukazanych wydarzeń czai się pogrom pińskich Żydów, dokonany z rozkazu polskiego majora, a także zjawiają się Poleszuki, czyli rdzenni mieszkańcy Polesia, złapani w pułapkę wojny większych od nich narodów. Do historii walki Polaków o niepodległość autorka wprowadza więc mniejszościową perspektywę, ale nie skupia się na krzywdzie słabszych. W swoim dramacie opowiada dzieje miłości Andrzej i Ruta, Polaka i Żydówki, syna antysemity i córki ortodoksyjnego rabina. Obojgu młodym ludziom nie chce się żyć w świecie ojców, którym rządzi zadawniona wrogość. Zakochani, pragną z tego świata uciec (Ruta), lub działać w nim na innych zasadach (Andrzej). Ich romans nie kończy się szczęśliwie, ale stawką w grze nie jest szczęście zakochanych, ale przemiana świadomości ludzi młodego pokolenia, którzy postanawiają nie reprodukować dziedziczonej mentalności. Do buntu namawia Ruta, ale odpowiedzialność za zmianę spada na Andrzeja. To on usłyszy od pewnego nawiedzonego Benia słowa proroctwa, które musi się spełnić: „Uwierzycie w mężczyzn, którzy buntują się przeciwko światu, ponieważ wiedzą, że świat jest chory.” Styl autorki nie wolny jest od ironii, ale jak inaczej komunikować dziś potrzebę romantycznej rewolucji? Świetnie skonstruowany „Brylant” nosi cechy melodramatu, sztuki politycznej i poetyckiego misterium.
Francuski teatr kobiet z przełomu XIX i XX wieku można by określić jako feministyczny, choć nie stworzył on jakiejś jednej i koherentnej poetyki, co nie powinno zresztą dziwić, ponieważ przedstawiane w tym tomie pisarki sprzyjały ideałom anarchistycznym, a te odrzucały wszelakiej maści dogmaty, jednotorowość myśli; broniły natomiast wielogłosu w dyskusji...
Do rąk czytelników trafi przed świętami pierwsze zbiorcze wydanie tekstów Maliny Prześlugi - wbrew tytułowi całkiem śmieszne i błyskotliwe.
Drama rozwija się dzięki ludziom, którzy widzą w niej coś więcej niż „odgrywanie scenek”. Każdy praktyk dramy ma swoje ulubione techniki, za pomocą których realizuje zamierzone cele.