Z widowni, zza kulis. Rozmowy i recenzje z lat 1984-2014

Wydawnictwo: Książnica Płocka

ISBN/ISSN: 978-83-88028-71-7
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 224

30,00 zł

więcej mniej

Przez 30 lat Lena Szatkowska, pisarka, dziennikarka, rozmawiała z płockimi aktorami. Czasem w garderobie, innym razem w kawiarni, a kiedy indziej w pokoiku przypominającym hotelowy. Książka jest zapisem tych rozmów. O życiu, teatrze, uczuciach tych, których znamy z afisza. - Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz. Maski coraz inne, coraz mylne się zakłada – pisał kiedyś Edward Stachura. Wczoraj w Książnicy Płockiej podobne słowa padły z ust Marka Mokrowieckiego, wieloletniego dyrektora płockiego teatru, który jest jednym z bohaterów książki Leny Szatkowskiej „Z widowni, zza kulis”- opowieści o teatrze i jego ludziach. Autorka i jej rozmówcy promowali wczoraj książkę. - Oddałam głos aktorom – mówiła Lena Szatkowska. - Tym, co to wiersze piszą, lubują się w ekspresji teatru ulicznego, przemierzają Europę rowerem, opiekują się psami... Impulsem do powstania książki było właściwie właściwie... zmęczenie. - Potrzebowałam oddechu od zagłębiania się w życiorys Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej – opowiadała autorka, która pracuje nad kolejną książką. Zaprezentowane pogawędki z aktorami snuły się przez - bagatela! - 30 lat życia dziennikarki. Czasem w garderobie, innym razem w kawiarni, a kiedy indziej w pokoiku przypominającym hotelowy. W książce zabrakło tylko jednej ważnej rozmowy, tej z Markiem Perepeczko, który znienacka odszedł, a wraz z nim jego słowa. Został tylko żal, że nie zdążyło się zapisać tego, co ważne. Tego wszystkiego, co wydawało się codziennością, a dziś jest nie do odtworzenia. W wielu przypadkach zapisanie rozmów z aktorami wcale łatwe nie było. Na przykład Jan Nowicki już na początek rozmowy zapowiedział Szatkowskiej, że prasy nie znosi. Później, gdy przeczytał cały tekst, na szczęście nie miał uwag. Na spotkaniu w Książnicy aktorzy jakby uzupełniali to, o czym mówią w książce. – Na teatrze się nie znam – opowiadał ekspresji aktor Henryk Błażejczyk i sypał anegdotkami jak z rękawa - m.in. tym, jak pewną panią krytyk literacką nazwał osobiście „bździągwą”. Z kolei dyrektor teatru Marek Mokrowiecki utwierdził wszystkich w przekonaniu, że bardzo ładnie … śpiewa (szczególnie z Piotrem Bałą na dwa głosy a cappella). – Teatr jest sztuką ulotną – spoważniał na chwilę. – Uchwyci anegdotę. Podobnie napisanie recenzji teatralnej jest wielką sztuką. W recenzji zachowują się rzeczy, które bez niej spłynęłyby w niepamięć, wydobywając na wierzch zarazem pracę wielu ludzi. Pisz więc recenzje dalej, byleby te sięgały sensu sztuki – życzył bohaterce spotkania. – Pani na teatr patrzy krytycznie, a ja bezkrytycznie - krótko skwitował Szymon Cempura. Dyrektor teatru przyznawał też, że lubi grać, ale odmawia, gdy pada konkretna propozycja. Albo z obawy, czy by sprostał wyzwaniom, albo zwyczajnie z braku czasu. - Teatr i kolej zawsze wydawały mi się bardzo romantyczne – mówił, nawiązując do swoich lat młodzieńczych z okresu technikum. - W dodatku jestem przesądny, jeśli chodzi o teatr. Może nie wierzę w czarne koty, ale w teatrze gwizdać nie wolno. Grozi to wygwizdaniem sztuki – wyjaśniał Lenie Szatkowskiej. Ubolewał też, że grany obecnie „Proces” Kafki - jego pierwszy spektakl od dawna, od remontu teatru - to znów wpadnięcie w kleszcze ekonomii. Ciężko wypełnić salę, kiedy sztukę wypiera nazwisko z sitcomu. – Panie dyrektorze, dla pięciu osób na widowni też zagramy – uspokajała go aktorka Hanna Zientara. Oby 26 kwietnia widownia jednak dopisała i nie było takiej konieczności.

Źródło: www.portalplock.pl