Ostatnie egzemplarze!
Data dostępności:
Konserwatysta to człowiek, który sprzeciwia się zmianom – tak długo,
aż staną się nieuniknione. Nie wymyśliłem tego zdania. Nie mogę sobie
przypomnieć, gdzie je słyszałem, ani wyśledzić źródła. Aliści podpisuję
się pod nim chętnie; wyraża to, co mi jest bliskie.
Cenię to, co i dla konserwatystów jest ważne. Ciągłość myślenia
o kulturze – i nie tylko o niej. Uwzględnianie w myślowej robocie tego,
co ktoś już wykombinował, niezakładanie, że każde własne myślątko
ma wymiar odkrycia. Niechęć do uproszczeń, do zerojedynkowych wizji
świata, do sloganów i manipulacji. Sympatię do stwierdzenia To nie jest
takie proste. Cenię tradycję – intelektualną, estetyczną, etyczną – choć
pilnuję się, by jej nie absolutyzować. Zwłaszcza wtedy, gdy ma tendencję
(a ma często) do przekształcania się w rutynę, w lenistwo poznawcze,
w bezmyślne tak było zawsze, więc tak jest normalnie. Nie nudzę się
z założenia czymś, co wydaje się staroświeckie; nudzę się czymś staroświeckim,
jeśli rzeczywiście jest nudne. A bywa, i nierzadko.
O wiele bardziej alergicznie reaguję jednak na ekstatyczne (i nieuleczalne
mimo tylu pouczających nieszczęść) ubóstwienie postępu. Owego
przodem do przodu (a tył też do przodu), jak mawiał lokaj i zamordysta
Edek u Mrożka. Na kult nowinek, których wartością ma być samo
to, że są nowe, a nie to, czy cokolwiek ważą w konfrontacji ze starym.
Sam fakt konfrontacji ma im gwarantować fory. Jeżę się na wszystkie te
mody artystyczne i intelektualne, stadne zachowania, które sprawiają,
że w kulturze coś się gremialnie nosi, coś się ceni, coś jest obowiązkowo
ważne. Na nowoczesny żargon, który łączy akolitów w koła wtajemniczonych
pełnych wyższości nad resztą zjadaczy kultury. Na łatwość
ogłaszania radykalnych przełomów, otwierających się epok i modernizacyjnych
przepracowań, które heroldowie postępu skłonni byliby wpoić
zacofanym współziomkom w drodze edukacji surowej i bezwzględnej.
Dla dobra edukowanych, rzecz jasna.
A nasz teatr cielęcym zachwytem nad każdą radykalną nowością i łatwością
stemplowania wszelkiej tradycji pieczątką „ramotka” grzeszy
namiętnie i powszechnie. Pewnie grzeszył zawsze, dziś nastąpiło jednak
w tym względzie potężne wzmożenie. Co więc ma w świecie sceny konserwatysta
do roboty?
Ano to, co w zdaniu na początku. Może oprotestowywać zmiany, może
też oceniać, które są rzeczywiście nieuniknione – bo odbiór kultury się
zmienia, choć niekoniecznie w doktrynerską, postępową stronę. Może
patrzeć, jak to, co wymyślili młodzi, gra z tym, co było dawniej, dostrzegać
nieoczekiwane indukcje i filiacje. Tudzież może samego siebie
do niektórych zmian przekonywać, swój tradycjonalistyczny łeb na nie
otwierać. Piszę o teatrze od czterdziestu lat, obserwuję go jeszcze dłużej.
Powiedziałem sobie kiedyś, że gdy się przyłapię na tym, iż wspomnienia
z przeszłości będą mi przysłaniały i dezawuowały każdy dzisiejszy artystyczny
twór – poszukam sobie innego zajęcia. Jeszcze do tego nie doszło.
Pisywałem recenzje w wielu czasopismach – w „Teatrze”, w „Twórczości”,
w „Polityce” (najdłużej, 16 lat), w „Przekroju”, w „Zwierciadle”; „Dialogu”,
w którym pracuję od 1984 roku nie liczę, bo recenzji sensu stricte
pismo nie zamieszcza. W 2008 roku Mieczysław Orski namówił mnie
na pisanie do wrocławskiej „Odry”. Pomyślałem sobie wtedy, że, mając
trochę więcej miejsca, niż go zwykle daje dziś prasa, spróbuję komentować
życie sceniczne, podkładając pod opisy współczesnych dzieł swoją
pamięć, swoje doświadczenie, swoją edukację z lat siedemdziesiątych,
czasu bardzo specyficznego w polskim teatrze i bardzo odmiennego od
zdarzeń dzisiejszych. Wzorem ówczesnych piszących, których uważam
za swoich mistrzów, pragnąłem też odnotowywać nie tyko dzieła sceniczne,
ale i ich kontekst – obyczajowy, polityczny, intelektualny. Który
to kontekst przez te dziesięć lat akurat zmienił się w stopniu dość osłupiającym.
Czy widać to w teatrze i w moim nań patrzeniu? Niech ocenią
Ci, którzy rzucą okiem na zgromadzone tu teksty.
Cykl „Intermedia” publikowany na łamach „Odry” zbliża się już do
setki. Książka prezentuje wybrane dwie trzecie zamieszczonych tam
felietonów.
Jacek Sieradzki